13 godzin na szlaku. Czyli Orla Perć w 1 dzień.

Czy da się przejść Orlą Perć spędzając tylko 1 dzień na szlaku?

Odpowiedź jest dosyć prosta: Da się, aczkolwiek przed podróżą trzeba wziąć kilka ważnych aspektów pod uwagę.

Po pierwsze i najważniejsze: oceń samego siebie, a dokładnie swoją kondycję i doświadczenie w górach. Orla Perć to wymagający szlak, a żeby do niego dotrzeć trzeba również pokonać kawał drogi.

Po drugie: Zaplanuj sobie całą trasę, w szczególności gdy zamierzasz wyruszyć z rana i wrócić wieczorem, nie uwzględniając noclegu w schronisku.

Po trzecie: Jeśli myślisz o noclegu w schronisku polecam wcześniej zarezerwować spanie, żeby później nie być zmuszonym do rozwijania śpiwora na ławce.

Zdecydowana/y? No to ruszamy na szlak!

Samochód zostawiamy na parkingu przy ulicy Bronisława Czecha (płatny ok 25zł za cały dzień), skąd ruszamy pieszo w stronę Kuźnic (można skorzystać z podwozu taksówką-busem, koszt ok 5 zł). Kupujemy bilet wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego, przekraczamy rzekę Bystrą i startujemy szlakiem niebieskim pod górę.

jjjuuu

Początkowe 20-30 minut jest trochę nudnawe, ale już niebawem możemy podziwiać pierwsze widoki. Nieco ponad godzinę zajmuje dotarcie do Doliny Gąsienicowej, gdzie w oddali ujrzymy nasz dzisiejszy cel, czyli szczyty Orlej Perci.

W czasie 1,5 godziny docieramy do ‘Murowańca’, pierwszego i ostatniego schroniska dzisiejszego wypadu. Szybka herbatka, szarlotka (rewelacja), dokupienie plastrów na otarcia i idziemy dalej. Mamy zdecydowanie sporo szczęścia, bo słońce bardzo szybko zaczyna przygrzewać i będzie nam towarzyszyć przez cały dzień.

30 minut co raz to ciekawszej trasy pozwala na dotarcie do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Widok zapiera dech w piersiach. Przysiadam na kamieniu i uświadamiam sobie, że tak naprawdę to mi wystarczy, mogę tu siedzieć i lampić się na ten obłędnie piękny krajobraz.

Obchodzimy zbiornik wodny dookoła i rozpoczyna się prawdziwa część Tatr. Jeszcze szybki rzut oka na Czarny Staw od drugiej strony i zaczynamy wspinaczkę. Trasa na Zawrat nie należy do specjalnie niebezpiecznych, ale na pewno jest wymagająca. Niemal pionowe podejście mocno eksploatuje organizm i mięśnie nóg. Końcowa cześć wyposażona jest w łańcuchy pomagające w przeprawie.

 

Dochodzimy do przełęczy. Tam, podobnie jak większość piechurów robimy sobie trzydziestominutową przerwę, podziwiamy widoki, spokojny posiłek i jesteśmy gotowi na Orlą Perć.

Zaczynamy!

Początkowy fragment trasy wydaje się być niezbyt wymagający, choć podłoże jest już nierówne i niestabilne. Po około 20 minutach ‘rozgrzewki’ docieramy do pierwszych zejść i łańcuchów. Nareszcie! Tu zaczyna się zabawa. Każdy krok ostrożny i przemyślany, z asekuracją łańcucha. Jednocześnie ciężko jest się skupić na tym, co pod stopami, gdyż widoki są zniewalające.

Około godziny drogi zajmuje nam dotarcie to słynnej drabinki. Tworzy się mały korek, co można wykorzystać na posilenie się, uzupełnienie elektrolitów (tak, pierwsze skurcze już za nami) i ponakręcanie się nawzajem na najbliższą przeszkodę. Sama drabinka faktycznie powoduje lekkie trzęsienie nóg. Schodzimy po niemalże pionowej skale w dół, następnie przechodzimy na małą półkę, po której przemieszczamy się wzdłuż skalnej grani.

W tym miejscu zaczyna się, moim zdaniem, najciekawszy fragment Orlej Perci. Niezliczona ilość zejść i podejść, wymagające przejścia po łańcuchach, niejednokrotnie pionowe zbocza, przy których głównie używamy siły rąk wspinając się co raz wyżej, do tego prowizoryczne drabinki i nierówne podłoże. Z uśmiechem i satysfakcją mówię do siebie ‘właśnie po to tu przylazłeś’.

Czas na powrót

Z racji tego, że robi się już późno decydujemy się skrócić trasę i zejść z Orlej na wysokości Skrajnych Granatów. Ostatnia część drogi, czyli odcinek od Żlebu Kulczyńskiego jest troszeczkę inny niż początkowa. Sporo stromych zejść i podejść, kamyczki zsypujące się spod stóp, no i kolejne słynne miejsce, czyli przeskok nad przepaścią. A ściślej rzecz ujmując jeden większy krok pomiędzy rozdzielonymi fragmentami skał.

Zmęczenie daje o sobie znać, nogi z ołowiu, ciuchy przepocone, rozmowa klei się nieco słabiej. Docieramy do Skrajnych Granatów, cała trasa od przełęczy Zawrat zajmuje nam 4,5 godziny.

Decydujemy się podążać żółtym szlakiem. Ostatni odcinek Orlej Perci do Przełęczy Krzyżne pozostaje nam do zdobycia w następnym roku.

Końcowy etap trasy, jeśli tak można nazwać 4 godziny schodzenia w dół mija nam na rozmyślaniu o teleportacji i innych aspektach science-fiction, które mogłyby przyspieszyć dotarcie do kwatery i walnięcie się na wyro.

Jesteśmy już naprawdę zmęczeni, kiedy osiągamy schronisko. Szybkie uzupełnienie płynów i ostatni odcinek pokonujemy w szarówce, a na koniec w mroku.

Wycieńczeni, ale niezmiernie usatysfakcjonowani dochodzimy do Zakopanego.

Podsumowanie

Wracając do pytania zadanego w tytule relacji, czy da się przejść Orlą Perć (trasa Zawrat-Krzyżne) w 1 dzień? Nam się nie udało, choć tempo nie było najgorsze. Jednocześnie uważam, że jest to możliwe nawet wybierając się z Zakopanego i na Zakopanem wycieczkę kończąc. Powinno się to udać szczególnie w miesiącach czerwcu i lipcu, kiedy dzień jest dłuższy. Polecam wtedy wystartować około godziny 6:00, przy dobrym marszu wrócimy około 22:00 :). Jest to wymagająca opcja, dlatego polecam raczej trasę do Skrajnych Granatów lub nocleg w schronisku.

Dodam na koniec jeszcze jedną istotną rzecz, która uwidacznia się podczas wędrówek pieszych po górach (zwłaszcza w wyższych partiach). Świetnie jest spotykać tyle miło i otwarcie nastawionych ludzi na szlaku, móc nawiązać krótszą lub dłuższą rozmowę lub chociażby przywitać się, czy uśmiechnąć.

Szukasz towarzystwa? Idź w góry !

A tutaj znajdziecie naszą skrótową relację najciekawszych fragmentów trasy Zawrat-Kozi Wierch w formie video:

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *